wtorek, 24 czerwca 2014

Sałata pachnąca kolendrą

Słowo się rzekło - jest o kolendrze. Używacie? Ja używam zmieloną i w kulkach, ale zielony liść po raz pierwszy. Pierwszy raz na języku - zaskoczenie...i raczej nie zauroczenie! Tak jakbym jadła dym. Dziwnie brzmi i dziwnie mi smakowała. Jak S.D.M. Z miłością się - do niej [kolendry] - zmagam jak pszczoła z miodem, i ...już mi smakuje. W porywie pierwszego uczucia nawaliłam jej co niemiara do sałaty mojej wieczornej, i było pysznie. 

A wiecie co rzecze Wielka Księga Ziół (autorstwa Lesley Bremnes)? Kolendra - Coriandrum sativum - uprawiana jest od 3000 lat! Chińczycy za jej pomocą chcieli osiągnąć nieśmiertelność. Wszystkie jej części mają mocny zapach - oj, mają! Ma dwa rodzaje liści - dolne: szersze, takie a la nać pietruszki oraz górne: nitkowate, powycinane. Coś niesamowitego...Można korzystać z nasion, liści, łodygi i korzenia. Przyspiesza rozwój anyżu w swej okolicy, ale szkodzi fenkułowi - usycha w sąsiedztwie kolendry. 

Ja mam za sobą wypachnioną kolendrą sałatę (poniżej) oraz krupnik jaglany z wielkim pęczkiem kolendrowych liści (wkrótce).



Składniki:
  • 1-2 główki sałaty zielonej
  • pęczek liści kolendry
  • dwa średnie pomidory
  • oliwa z oliwek
  • pieprz zielony
  • kurkuma
  • sól
  • sok z cytryny
  • garść nasion słonecznika


Wykonanie:
Liście sałaty oddzielamy, myjemy, suszymy, szarpiemy na małe kawałki. Pomidory parzymy, obieramy ze skóry, nasiona słonecznika prażymy na suchej patelni mieszając i przerzucając by się zezłociły, ale nie spaliły. Kolendrę myjemy, siekamy drobno.



Kolendra się puszy, a mięta to po prostu się bezczelnie tu wepchnęła na pierwszy plan; nieprawnie rzecz jasna... ;-)




Mieszamy sałatę, pomidory w kawałkach, kolendrę. Z  oliwy, pieprzu świeżo zmielonego w młynku ręcznym, soli, cytryny i kurkumy robimy sos - "na oko", jak lubicie, ostrzej, łagodniej. Ja lubię dodać jeszcze starty ząbek czosnku, ale tym razem nie miałam. Sosem polewamy sałatę, dokładnie mieszamy. Posypujemy obficie słonecznikiem.  


Bukietowo

Jak tu latem nie zrobić bukietu polnego, nie uwić wianka? Uwaga! Czy ktoś jeszcze wije wianki? Ja uwiłam - z mniszków żółciutkich i z koniczyny dla Misia. A bukiety Didi i z Ciocią składała i przede wszystkim z Babcią. Dosłownie jak w dziecięcej piosence - Rosną sobie kwiatki na łące, maki, chabry i rumianki pachnące. Miałyśmy więc i chabry vel modraki, i nieszczęsne maki, chylące głowy zbyt szybko po zerwaniu, i dziko rosnące malwy, i dziewannę (jak u Stachury - Dziewanna, sosny i rozstaje ...). I trawy, i zboża... etc. Poza tym podziwiałyśmy wspaniale po prostu kwitnącą różę Abraham Derby - przepych lata zachwyca mimo ochłodzenia, miejmy nadzieję chwilowego.

A na dobry początek - letnie party pod śliwą i orzechem; mięta z korzeniem imbiru do picia; drożdżowe z rabarbarem, sernik na zimno...ananasowy. Kto da więcej?



Przedziwne wcielenia Abraham Derby...proszę mi ich nie wywąchać!








 Frezje już nie z pola, ale od Przyjaciół przychodzących letnią porą, więc zasłużyły ;-)


Naleśniki miętowe nadziane szparagiem

Trochę spóźniony ten wpis, przyznaję...zbieram się i zbieram ;-) A tu mięta bucha zielonością w ogrodzie. Szaleje melisa, oregano i absolutna świeżynka w mojej kuchni czyli kolendra w postaci liścia, nie nasion mielonych, które dotąd używałam. Wyrosła bujnie na zagonie; cały łan kolendry...ale o tym w innym poście, bo miało być na miętowo, a ja tu bajdurzę o wszelkich ziołach. A zatem do dzieła:


wtorek, 10 czerwca 2014

Lato, lato ...

...już po lecie,  a Twardowski już na mecie! Ani po lecie, ani Twardowski, ani na mecie ;-) czyli dopiero czerwiec, lato zaczyna się rozkręcać. Didi o Twardowskim za moim przykładem śmiesznego śpiewania z lat dziecinnych z Siostrą i pewnym kolegą śpiewa z zapałem. Tapla się w błocie powstałym z piasku i deszczówki, lata na bosaka, goni piłkę plażową, podjada z drzewa czereśnie. Długo ciepło i jasno i spać się nie chce aż do późna. Jednym słowem jesteśmy zachwycone...Za-Chwyciło nas lato na całego. Bo i kredą można rysować kolorową, i grać w gry na dworze, i jeść w ogródku, i leżeć na kocu. I wianki, i bukiety polne, i raj truskawkowy...Ochy i Achy dokumentuje seria zdjęć:

Umiłowana latarenka Mamy w klimatach ogrodowych: 


Misa przepełniona truskawkami zalanymi galaretką - główna zasada: więcej truskawek niż galaretki ;-)


Na łąkowo...


I bardziej dystyngowanie...



Wychyla się mały dąb - co najmniej jak w opowiadaniu o Dziadku Borze i Wnuczku Gaiku...


W tle można usłyszeć chrupanie rukoli, botwiny, ślimaki ciamkające moje dalie i chrzęszczenie rosnących gwałtowanie ogórków. A nam jeszcze zostało trochę zeszłorocznych zapraw. A tu nowe rośnie...Zintensyfikowałyśmy konsumpcję kiszonych nawet na chlebie ze smalcem, czyli idziemy na całego. Stare robi miejsce nowemu...Didi oblewa się wodą z mini-konewki, a ja podczytuję Siesicką na kocu pod pęcherznicą. Radość jest obopólna.

Drukuj

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...