wtorek, 16 września 2014

Wspomnienie lata

No cóż, miast pisać pilnie latem bloga co by jego nazwie Według Pór Roku zadośćuczynić, rzucam garść wspomnień wakacyjnych podczas gdy Didi pobiera nauki w tzw. zerówce. Ale gdy jesień za pasem, oko chciwie zawieszam na fotografiach lipcowo-sierpniowych nie z Egiptu, nie z Maroka, ale wiejskiego ogródka, miejskiego parku, wiekowego Torunia. Zaglądam do miski malin, razem z Didi ponownie paćkamy ręce w jeżynach i huśtamy na hamaku...Gorący maleńki pokój w toruńskim hostelu, PKS przez pół Polski i mega ciężki plecak...no to do dzieła! Kulinarnie też będzie z lekka, i upalnie okropnie, w ogóle nie dało się spać. A za oknem juz mi lecą lipowe liście na kosmaty trawnik...

W Toruniu zachwyciły mnie mury ;-), kamieniczki, wąskie ulice, kocie łby, zaułki, widok na Wisłę i nasze leniwe z Didi spacerki po Starówce, na której zresztą stacjonowałyśmy, więc wszędzie było blisko. Parę razy odwiedziłyśmy też godną polecenia Restaurację Ciasną na ulicy Podmurnej o profilu wegetariańsko-wegańskim. Dania smaczne, ładnie, estetycznie podane, obsługa przyjemna. Ja natomiast moje kulinarne poczynania ograniczałam do kaszki kukurydzianej z cynamonem, bananami, malinami, itp; względnie sałatek pomidorowych i ogórkowych. Aaa, nie mogę nie wspomnieć o piernikach. Duże serducha wcinałyśmy siedząc na schodach prowadzących z Bulwaru Filadelfijskiego do Wisły. A takie małe pikantne ludziki a la Ciastek ze Shreka powiozłyśmy w darze dla Rodziny i Przyjaciół, pierne były nieziemsko ;-)


Gru - chu czy cu - kru albo może gro - chu...czegoś tam chciały od nas pierzaste, ogoniaste; na Rynku Didi jednakowoż bardziej zainteresowana była kąpielą w fontannie zrobionej pod hydrantem; nastąpiło triumfalne i euforyczne zmoczenie się do suchej nitki, czy raczej mokrych gatek, oj tak!


Oto i Baj Pomorski...



Widok na Wisłę. Nie rzuciłyśmy się bynajmniej w jej spienione fale ;-) ale rejs Katarzynką, czyli łodzią z daszkiem został zaliczony. Natomiast dumną Wandę podziwiałyśmy z daleka....


Żywe Muzeum Piernika...no, to było COŚ. Zostałyśmy zaangażowane do wyrobu pierników - Didi piekła serce, ja słońce (z początku bardzo twarde, ale właśnie ostatnio je zjadłam ze smakiem). Pokaz prowadzony dowcipnie mową sprzed wieków opiewane pierniki, przyprawy tudzież zachowanie uczestników tworzyło świetną atmosferę. Didi mieszała w dzieży drewnianej miód z przyprawami. Na koniec nabyłyśmy w sklepiku muzealnym pierniki, zestaw małych drewnianych narzędzi kuchennych oraz drewniane yo-yo.



Było jeszcze i Planetarium - seans Barwy Kosmosu, naprawdę udany. Wszędzie byłyśmy PO RAZ PIERWSZY stąd ten entuzjazm, skądinąd szczery i to bardzo. Tak blisko od nas do kopernikowskiego grodu a my dopiero teraz...;-D ale na pewno nie po raz ostatni!

A potem Płońsk koło Warszawy i jeszcze w sierpniu wielkopolsko-kujawsko-pomorskie klimaty wiejskie:


Płoński Park z rzeczką Płonką - park jak park powie ktoś...ha! ale myśmy tam miały wspaniałe przeżycie, a mianowicie doświadczyłyśmy w okropny upał deszczu, ulewy która nas przemoczyła, skakania po kałużach, mokrych butów, i wszystkiego w ogóle, nawet mi się okulary od deszczu zarysały ;-). Także gdy się tak biegnie i chlapie w ciepłym deszcze jak na zamówienie z przyjaciółmi to i park jest niezwykły, i tych parę dni, do których jechałyśmy rozpalonym PKSem wrasta w pamięć na zawsze. :-D


Piękny ogród na wsi w sierpniowej szacie astrów....hamak pod śliwami, jeżynowy busz, przyjacielskie wspominki - rozmarzam się po prostu ;-)




Ogród to nie ogród, piekna przestrzeń skomponowanych kamieni, wody, kwiatów, drzew...zakątkowa i orzeźwiająca umysł...


Miało być i o kuchni? Jest Deser Malinowy Ewy; pojedlim, pogadalim...na spodzie bezy małe wymieszane z bitą śmietaną okryte pierzynką malin plus kawałki czekolady; luuuuuduuuuu, ale dobre! Dziękujemy wraz z Didi!!!



Pieją kury, pieją, szukają koguta...


Spokojne przestrzenie, gawęda liści o letnich popołudniach - wdzięcznam za to lato niezmiernie....


wtorek, 24 czerwca 2014

Sałata pachnąca kolendrą

Słowo się rzekło - jest o kolendrze. Używacie? Ja używam zmieloną i w kulkach, ale zielony liść po raz pierwszy. Pierwszy raz na języku - zaskoczenie...i raczej nie zauroczenie! Tak jakbym jadła dym. Dziwnie brzmi i dziwnie mi smakowała. Jak S.D.M. Z miłością się - do niej [kolendry] - zmagam jak pszczoła z miodem, i ...już mi smakuje. W porywie pierwszego uczucia nawaliłam jej co niemiara do sałaty mojej wieczornej, i było pysznie. 

A wiecie co rzecze Wielka Księga Ziół (autorstwa Lesley Bremnes)? Kolendra - Coriandrum sativum - uprawiana jest od 3000 lat! Chińczycy za jej pomocą chcieli osiągnąć nieśmiertelność. Wszystkie jej części mają mocny zapach - oj, mają! Ma dwa rodzaje liści - dolne: szersze, takie a la nać pietruszki oraz górne: nitkowate, powycinane. Coś niesamowitego...Można korzystać z nasion, liści, łodygi i korzenia. Przyspiesza rozwój anyżu w swej okolicy, ale szkodzi fenkułowi - usycha w sąsiedztwie kolendry. 

Ja mam za sobą wypachnioną kolendrą sałatę (poniżej) oraz krupnik jaglany z wielkim pęczkiem kolendrowych liści (wkrótce).



Składniki:
  • 1-2 główki sałaty zielonej
  • pęczek liści kolendry
  • dwa średnie pomidory
  • oliwa z oliwek
  • pieprz zielony
  • kurkuma
  • sól
  • sok z cytryny
  • garść nasion słonecznika


Wykonanie:
Liście sałaty oddzielamy, myjemy, suszymy, szarpiemy na małe kawałki. Pomidory parzymy, obieramy ze skóry, nasiona słonecznika prażymy na suchej patelni mieszając i przerzucając by się zezłociły, ale nie spaliły. Kolendrę myjemy, siekamy drobno.



Kolendra się puszy, a mięta to po prostu się bezczelnie tu wepchnęła na pierwszy plan; nieprawnie rzecz jasna... ;-)




Mieszamy sałatę, pomidory w kawałkach, kolendrę. Z  oliwy, pieprzu świeżo zmielonego w młynku ręcznym, soli, cytryny i kurkumy robimy sos - "na oko", jak lubicie, ostrzej, łagodniej. Ja lubię dodać jeszcze starty ząbek czosnku, ale tym razem nie miałam. Sosem polewamy sałatę, dokładnie mieszamy. Posypujemy obficie słonecznikiem.  


Bukietowo

Jak tu latem nie zrobić bukietu polnego, nie uwić wianka? Uwaga! Czy ktoś jeszcze wije wianki? Ja uwiłam - z mniszków żółciutkich i z koniczyny dla Misia. A bukiety Didi i z Ciocią składała i przede wszystkim z Babcią. Dosłownie jak w dziecięcej piosence - Rosną sobie kwiatki na łące, maki, chabry i rumianki pachnące. Miałyśmy więc i chabry vel modraki, i nieszczęsne maki, chylące głowy zbyt szybko po zerwaniu, i dziko rosnące malwy, i dziewannę (jak u Stachury - Dziewanna, sosny i rozstaje ...). I trawy, i zboża... etc. Poza tym podziwiałyśmy wspaniale po prostu kwitnącą różę Abraham Derby - przepych lata zachwyca mimo ochłodzenia, miejmy nadzieję chwilowego.

A na dobry początek - letnie party pod śliwą i orzechem; mięta z korzeniem imbiru do picia; drożdżowe z rabarbarem, sernik na zimno...ananasowy. Kto da więcej?



Przedziwne wcielenia Abraham Derby...proszę mi ich nie wywąchać!








 Frezje już nie z pola, ale od Przyjaciół przychodzących letnią porą, więc zasłużyły ;-)


Naleśniki miętowe nadziane szparagiem

Trochę spóźniony ten wpis, przyznaję...zbieram się i zbieram ;-) A tu mięta bucha zielonością w ogrodzie. Szaleje melisa, oregano i absolutna świeżynka w mojej kuchni czyli kolendra w postaci liścia, nie nasion mielonych, które dotąd używałam. Wyrosła bujnie na zagonie; cały łan kolendry...ale o tym w innym poście, bo miało być na miętowo, a ja tu bajdurzę o wszelkich ziołach. A zatem do dzieła:


wtorek, 10 czerwca 2014

Lato, lato ...

...już po lecie,  a Twardowski już na mecie! Ani po lecie, ani Twardowski, ani na mecie ;-) czyli dopiero czerwiec, lato zaczyna się rozkręcać. Didi o Twardowskim za moim przykładem śmiesznego śpiewania z lat dziecinnych z Siostrą i pewnym kolegą śpiewa z zapałem. Tapla się w błocie powstałym z piasku i deszczówki, lata na bosaka, goni piłkę plażową, podjada z drzewa czereśnie. Długo ciepło i jasno i spać się nie chce aż do późna. Jednym słowem jesteśmy zachwycone...Za-Chwyciło nas lato na całego. Bo i kredą można rysować kolorową, i grać w gry na dworze, i jeść w ogródku, i leżeć na kocu. I wianki, i bukiety polne, i raj truskawkowy...Ochy i Achy dokumentuje seria zdjęć:

Umiłowana latarenka Mamy w klimatach ogrodowych: 


Misa przepełniona truskawkami zalanymi galaretką - główna zasada: więcej truskawek niż galaretki ;-)


Na łąkowo...


I bardziej dystyngowanie...



Wychyla się mały dąb - co najmniej jak w opowiadaniu o Dziadku Borze i Wnuczku Gaiku...


W tle można usłyszeć chrupanie rukoli, botwiny, ślimaki ciamkające moje dalie i chrzęszczenie rosnących gwałtowanie ogórków. A nam jeszcze zostało trochę zeszłorocznych zapraw. A tu nowe rośnie...Zintensyfikowałyśmy konsumpcję kiszonych nawet na chlebie ze smalcem, czyli idziemy na całego. Stare robi miejsce nowemu...Didi oblewa się wodą z mini-konewki, a ja podczytuję Siesicką na kocu pod pęcherznicą. Radość jest obopólna.

niedziela, 4 maja 2014

Rumiane placki z rzodkiewką

Kolacja na ciepło w postaci placków marchewkowo-rzodkiewkowych z kleksem naturalnego jogurtu bardzo Didi przypadła do gustu. Mówi - jutro to samo na kolację ;-) Kopczyk rzodkiewek świeżo przyniesionych z ogrodu po prostu wołał do mnie - zrób coś! Coś innego niż twarożek z rzodkiewką, rzodkiewka na chlebie przyjemnie posolona, rzodkiewka w sałatce z rukolą czy nawet już testowana przez nas rzodkiewka na ciepło, z patelni do kaszy czy makaronu. Była już i rzodkiewka zaprawiana w occie i miodzie. Otóż nie, trzeba nam było czegoś innego. Zatem burza mózgu w kąciku przy piecyku i są - rumiane, pulchne, okrągłe i gorące, polecam wszystkim!


sobota, 3 maja 2014

Wiosenna zupa zieleninowa

Miało być - pokrzywowa, ale sprawiedliwość muszę oddać pozostałym dwóm komponentom, a mianowicie - rukoli i liściom rzodkiewki, także niech będzie zieleninowa, bo i liście mniszka możecie włożyć, i świeży szpinak. Zachciało mi się takiej zupy - pewną inspiracją była kartka ze zdzieranego kalendarza, który z przyjemnością z kartek obdzieram wzorem Dziadka ;-) Rękawice wkładajta, i rwijta zieleniny w gąszczu, a nie pożałujecie, zapewniam :-D


Drukuj

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...