czwartek, 14 listopada 2013

Opowiadam...

OPOWIADANIE DRUGIE CZYLI PODRÓŻE FUFAJKI W WYOBRAŹNI

Fufajce niestraszne są mgły poranne. Choć my z Didi nosa nie wytkniemy, on owszem...spaceruje pod drzewami, klapie maleńkimi kaloszami w mokrej trawie i stertach wilgotnych liści czereśni, podskubuje rukolę i poświstuje cichutko nucąc jesienną melodyjkę o sikorce Zdziśce i połciu słoniny...Humor mu dopisuje, jakże by inaczej...Fufajka dziś rano wybrał się na przechadzkę. Przy jego wzroście była to podróż niebylejaka - z rozsadnika pod kalinę, prosto przed siebie w stronę tawuły i aaaaaż pod czereśnię - to już blisko ulicy więc był ostrożny. Mgły mgłami, ale rannych ptaszków nie brakuje..a on niewątpliwie nie chce być widziany.


Przy drzewie czereśniowym zamyślił się, przysiadł na niewielkim sęku i oczami wyobraźni ujrzał drzewo pokryte pąkami, kwiatami, potem zielonymi liśćmi i przyjemnym dla oka i języka jędrnym owocem. Ooo, dla Fufajki jedna czereśnia to bardzo wiele - toczyć ją musi z pewnym wysiłkiem do swego schronienia. Czasami nie ma chęci na odbycie całej trasy, wyjmuje z kieszeni palta miniaturową drewnianą łyżeczkę i wyjada soczysty miąższ wprost z owocu - oj, pycha, pycha. Fufajka rozmarzył się, rozkleił wiosenno-letnio pod śpiącym listopadowym snem drzewem, by w końcu podreptać dalej...Ale raźniej mu było na duszy, cieplej, widział już pączki czereśniowe. Nad głową huśtały się kulki kaliny. Tawuła rozkładała hojnie swe oblepione kwiatami gałęzie. Obraz powstały w umyśle Fufajki był tak wyraźny, że malec niemalże wskoczył na nagą gałazkę, by rozbujać ją z całej siły i strząsnąć na siebie deszcz drobnych kwiatów, mocno pachnących, usypiających...Hm, we wszystkim są zapowiedzi czegoś innego, lepszego, bardziej pozytywnego. Nie ma rzeczy, która nie kryłaby w sobie tajemnic, radosnych nowin, nie tkała w myślach opowieści o kolejnych miesiącach pełnych aromatów i wibrujących dźwięków. Nie żebym nie lubił listopada - zaśmiał się Fufajka, ale lubię podróżować w poprzek pór roku i oglądać wiosnę w jesieni, lato w zimie. Ot, taka myślowa szkatułka pełna miesięcy przeplatających się, następujących po sobie wciąż i wciąż, od nowa...Muszę o tym jakoś powiedzieć Didi..Tym razem nie układał wierszy. Po prostu podrzucił jeden mały nagietek na parapet jej pokoju. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...