czwartek, 2 stycznia 2014

Czytam...jak Cecylka Knedelek przespała bal

Dzięki Didi świat literatury dziecięcej bezustannie odkrywa przede mną swe uroki ;-). Jesteśmy między innymi w posiadaniu serii książek Joanny Krzyżanek o Cecylce Knedelek i jej pierzastej przyjaciółce gąsce Walerii (wydawnictwo Jedność dla Dzieci). Tytułowe Poletko Truskawek, Ulica Ciasteczkowa oraz Fabryka Czekolady i Kawiarenka pod Wisienką nie mają przed nami tajemnic. Jednak trafiłysmy na nowość - Cecylka Knedelek i kolorowe bale. Plany Cecylki i gąski na zabawę spełzają na niczym bowiem pogrążone w marzeniach o tejże ....zasypiają snem błogim i wstają dopiero na śniadanie. Ale nie na tym koniec - książka pełna jest urokliwych ilustracji autorstwa Zenona Wiewiurki oraz ....uwaaaaaaaaga!! - przepisów kulinarnych. Tak, tak...w tym właśnie tkwi urok Cecylkowej serii - książki bajeczki, książki opowiadania okraszone przepisami oraz mega-smacznymi fotografiami owych pyszności. Tym razem w wydaniu balowym znajdujemy:




Wesołe świnki czyli ciasteczka z biszkoptów...albo Jadalne łyżeczki, czyli coś na ząbek..czy Słodkie łapki, czyli ciasteczka nie tylko dla księżniczek ;-) Jednym słowem miło popatrzeć, poczytać, oczy sycić, podniebienie drażnić. No i pomysły gromadzić, bo nigdy nie wiadomo kiedy nam te słodkie łapki czy waflowy wąsaty kot się przydadzą...

Z innej beczki czytelniczej - ale także a propos kulinariów - jest MOJA lektura Fotografia smaku czyli 24 OBIADY dla początkujących i zaawansowanych pióra Zofii Nasierowskiej i Janusza Majewskiego, wydawnictwa Prószyński i S-ka. Książkę odkryłam przypadkiem u Taty na półce i się zachwyciłam. Podkreślę, że mój zachwyt wywołały szczególnie komentarze pana Majewskiego do przepisów pani Nasierowskiej plus wspaniałe fotografie nie potraw, jeno krajobrazów dla ducha, oka i umysłu - scenerii nadającej się niejednokrotnie do spożywania prezentowanych obiadów. 

Muszę Wam jakąś próbkę Fotografii smaku podrzucić, nie powstrzymam się, oj nie...

 Oto komentarz do Obiadu Dwudziestego (Śledzie po laśmiadzku, Krupnik, Kura w curry, Tort orzechowy Babci Eugenii) zatytułowany TEN STARY WIERNY KRUPNIK:

"Krupnik należy do klasycznych zup, idealnych zwłaszcza wtedy, kiedy przemarzliśmy na dworze. Jeśli więc ma smakować naszym gościom, to musimy ją zrobić perfekcyjnie, chyba że po zakąsce wygnamy ich smagając batogiem, na jakiś kwadrans na mróz bez płaszczy. Jesli o mnie chodzi, to należy ona do tych potraw, o których myślę, że ich nie lubię, aż do chwili kiedy z ociąganiem przełknę pierwszą łyżkę. Wtedy wpadam w entuzjazm, że to jest jednak bardzo dobre, z krupnikiem mam tak zawsze"

Moja zauważka - ja krupnik lubię :-) ale wiem, że budzi mieszane uczucia...

Ale, ale ..powracam do Obiadu Pierwszego (Naleśniki ze szpinakiem, Zupa z żółtej i czerwonej papryki, Eskalopki schabowe po węgiersku, Ziemniaki pieczone, Ogórki kwaszone, Ciasto z jabłkami) ze względu na komentarz do szpinaku (otóż to!!!):

"Osoby, które tkwią jeszcze w przesądach dzieciństwa, a tych jest niemało, nie przepadają za szpinakiem. Jest zdumiewające, że dziecięca nienawiść do tego warzywa jest międzynarodowa. Próbowałem zrozumieć, skąd się to wzięło. W czasach mojego dzieciństwa szpinak podawano w postaci bardzo rozgotowanej, mdłej papki, kojarzącej się niestety, z krowimi plackami, w które zdarzało się nam wdepnąć na wakacjach. Zatem decydujące tu były doznania wzrokowe i nie pomagał na to nawet wszędobylski marynarz z komiksów i reklam, który wciągał całe talerze szpinaku przez nieodłączną fajkę, a potem prężył ogromne bicepsy wytatuowane kotwicami. Uważaliśmy go za denerwującego natręta i tym zacieklej bojkotowaliśmy szpinak. Teraz miejskie dziekco ma mało okazji, aby wdepnąć w krowi placek (...), a mimo to wciąż szpinak jest postrachem...."

Zauważka nr 2: szpinak w przedszkolu był zdecydowanie bleeeeeee, zielona papa vel kupa i mdłe pyry. I mimo że nigdy nie byłam niejadkiem, byłam bliska jazdy do Rygi, ot co. Plus pani wychowawczyni Sabina, która strzegła zaciekle kubeczków z kompotami (wolno się było napić po obiedzie), ku którym kierowały się me udręczone spojrzenia. A teraz szpinak jest mniam, choć powiem szczerze, że mam fazy odstawienia. Pewnego roku upawialiśmy szpinak w naszym małym ogrodzie, bardzo obrodził i się przejadłam. Od tamtego czasu, mam szpinakowe huśtawki ;-) smaku.

Gadu, gadu...ale jest o czym - lektury polecam!


Tak mi jest na duszy i na twarzy, gdy sobie posmakuję dobrej potrawy czy lektury...pozdro

4 komentarze:

  1. u mnie wychowawczyni Lucynka strzegła kubków z kompotem - jakieś pedagogiczne zalecenie na studiach babki dostawały czy co??? żeby nie dawać się napić???

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawde poprawilas mi humor tym postem...ale jakos to szpinaku w formie czystko papkowej nie moge sie przekonac :P lubie w pierogach czy na pizzy albo swiezy jako czesc salatki...a ta ksiazke to musze sobie pozyczyc jak przyjade :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha! Zatem strażniczek popitki było więcej ;-), a do HP - to musisz do mnie przyjechać, bo ją na razie porwałam, zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię szpinaku,oj nie lubię ..za to uwielbiamy z córką Cecylkę Knedelek i jej piernikowe mufinki. A "kolorowe bale" ma córka właśnie zamówioną na urodziny,które ma w tym miesiącu :)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń

Drukuj

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...