Pławimy się, jak widzicie, w zupach kremach, lekko strawnych, dobrze przyswajalnych i rozgrzewających. Jeśli natomiast lubicie pływające w talerze kawałeczki tego i owego zawsze możecie jej nie miksować, albo kilka warzyw pozostawić w całości (po uprzednim ich odłowieniu ;-)). Tym razem raczyliśmy się smakowitą porowo-ziemniaczaną potrawą przygotowaną na bazie wywaru warzywnego. Posłuchajcie kuchennej opowieści:
Składniki:
- 2-3 litrów wywaru warzywnego (marchew, pietruszka, seler)
- pół skrzydła z indyka
- 8 ziemniaków
- 1-2 pory
- 1/2 łyżeczki pieprzu czarnego (świeżo zmielonego)
- 2 szczypty bazylii suszonej
- 1 łyżeczka suszonej zielonej pietruszki (lub świeżej)
- szczypta kurkumy
- szczypta imbiru mielonego
- 1 łyżeczka soku z cytryny
- 3-4 ziarna ziela angielskiego
- 1 duży liść laurowy
- sól
- kilka plastrów sera typu Camembert
Wykonanie:
Ujawniam tajemnicę wywaru - był to wywar po ugotowaniu warzyw na sałatkę jarzynową majonezową tradycyjną. Gotowały się marchewki (około 6 sztuk), 2 pietruszki i 1 seler. Warzywa były obrane, także pozostał mi aromatyczny, czysty wywar i po namyśle postanowiłam użyć go jako bazę do przyrządzenia zupy - smaki warzywne w nim pozostały jak również cenne sole mineralne.
Wywar zagotowałam, włożyłam pół-skrzydło indycze, dodałam imbir, ziele angielskie, liść laurowy. Gotowałam około 1 godziny (do półtorej, zimą zawsze dłużej gotuję wywary mięsne). Następnie przyszła kolej na łyżeczkę soli, suszoną pietruszkę, bazylię, kurkumę, pokrojone w duże kawałki ziemniaki oraz por, cienko posiekany.
Gotujemy warzywa do miękkości - czyli około 20 minut, miksujemy całość na gładki krem i dosmakowujemy pieprzem, solą, sokiem z cytryny.
Zupę podałam z rozłożonymi na niej plastrami sera Camembert Aksamitny. Takie grzanki rozpuszczanki...
Zupa wychodzi delikatna, aksamitna - przypomina mi narodziny Didi, gdy lodówkę miałam pełną uprzednio przygotowanych weków z zupami - krupnikiem, właśnie porowo-ziemniaczaną oraz rosołem. W poniedziałek jeszcze wekowałam w słojach zupy, a o 5:10 we wtorek Didi pierwszy raz dała głos ;-), domagając się swojej porcji i cóż, wówczas zupy okazały się bezcenne. Mąż donosił je w termosie a my w duecie ssąco-karmiącym wciągałyśmy. Wspomnienia, wspomnienia...normalnie sentymenta mnie obleciały nad talerzem...;-) Tak czy owak, zupy u nas królują. Dziś dopiero co Didi prosiła - chcę zupkę na kolację. Nauka od niemowlęctwa nie idzie w las.
dobra zupka zawsze w cenie, tak jak sałatka jarzynowa! :D
OdpowiedzUsuń